sobota, 21 stycznia 2012

Rozdział II

– Witaj o piękna – ukłonił się blondyn z szarmanckim uśmiechem.
Jua aż otworzyła usta ze zdziwienia. Nie mogła sobie wyobrazić  jakiego ma pecha.
– Hej, zapraszam do środka – uchyliła drzwi...
– Jonathan...  – zaczął krzyczeć pan Feriobo na cały dom. Szybko podbiegł do syna i wyściskał go.
– Agh! – Jon wydał z siebie dźwięki niezadowolenia – puszczaj Rick!
– Przecież cię prosiłem, żebyś nazywał mnie tatą.
– Co jeśli nie chce?
– No... nic...
Usiedli w ciszy. Jua, Seva, Tom, Rick i Jon, siedząc tak naprzeciw siebie co pewien czas spoglądali po sobie. Tą dziwną wymianę spojrzeń przerwała Jua, która po prostu odeszła od stołu i idąc po schodach, przeszła do swojego pokoju.
– Przepraszam za nią. Ostatnio miała ciężkie dni –  ruszyła z tłumaczeniem Seva – jakoś nie potrafi się pozbierać po stracie ojca. Mieli ze sobą świetny kontakt. Pamiętam kiedy musiałam jej powiedzieć o jego śmierci. Chciała znać każdy szczegół, jak to się stało, a ja nie mogłam pozwolić na to, aby dowiedziała się prawdy. Wydaje mi się, że Jua myśli o mnie, jak o wyrodnej matce. Jeszcze nie zaakceptowała Toma. Ciągle mówi o nim jako „ojczym” – pociągnęła nosem – ...przepraszam… – nie wytrzymała i wyszła.
Zapadła niezręczna cisza.
– Jon... wybacz mi, że cię o to proszę, ale czy możesz zanieść Juii jej lekarstwa? – zapytał Tom, pokazując dwa opakowania, leżące na stole.
– Się rozumie.

Jak ona może na to pozwalać? I jeszcze ten blondyn... gorzej być nie mogło! – to jedyna rzecz o której mogła myśleć Jua w obecnym stanie.
Puk-puk-puk
– Proszę – Ciekawe kogo tu zaś przywiało?
– Yo...– blondyn stanął w drzwiach i oparł się łokciem o ich framugę. 
– Próbujesz udawać fajnego, czy coś? – powiedziała złośliwie zirytowana Jua.
– Ja nie muszę udawać złotko.
– Jassnee... – przewróciła oczyma.
– Powinnaś być mi wdzięczna. Przynoszę ci tabletki – rzucił opakowanie na łóżko, przy czym trafił w siedzącą na nim Juę – No i jest jeszcze pewien szczegół…
– Jaki?
– Nie pisnąłem ani słowa o pewnym incydencie, który miał miejsce w południe.  
– I co? Chcesz żebym się przed tobą kłaniała za to? Jeśli tak – zapomnij. W życiu nie uniżę się przed kimś takim jak ty!
– Co we mnie jest nie tak?
– Wszystko! Co chciałeś od tamtej dziewczyny?
– Nie twoja sprawa... nie plątaj się w to.
– Za późno, już po fakcie.
– I tak ci nie powiem, a teraz bierz te zastane tabletki przez które musiałem wchodzić po schodach!
– Ha ha ha! – wybuchnęła śmiechem – no nie wierze, biedactwo się zmęczyło?
– Heh... mówi to osoba, która w rok nie potrafi pogodzić się z śmiercią ojca.
Jej źrenice momentalnie się poszerzyły. Wstała z łóżka i odwróciła się do chłopaka tyłem, jakby patrzyła przez okno.
 – Chyba nie masz zamiaru tutaj płakać?
Dziewczyna mu nie odpowiedziała.
Jon wkurzył się i złapał ją za ramię, żeby odwrócić twarzą do siebie, gdy ta upadła na podłogę. Chłopak zobaczył na jej twarzy strugi łez. Potrząsał – nic. Wołał – nic. Jua nie chciała się obudzić. Była już w transie.

Jest ciemno. Boję się. Gdzie ja jestem? Rozglądam się, ale nic nie widzę. Jedyne co słyszę to zgrzyt paznokci, ciągniętych po szkle. Dźwięk dochodzi z każdej strony. Mam wrażenie, że jestem otoczona jakimiś dziwnymi potworami. Moje serca bije coraz szybciej. Czuję, że coś dotyka mojego ramienia. Odwracam się i rozjaśnia mi się postać zakrwawionego Jona. Łzy momentalnie napływają mi do oczu. Krzyczę, staram się wyrwać, gdy nagle żaden dźwięk nie dochodzi do moich uszu… Zgrzytanie ucichło...

– Jesteś już?
Co się stało? Wciąż jestem w śnie, czy to już rzeczywistość?
– Księżniczko? Obudź się!
Jua otarła łzy i spojrzała przekrwionymi od płaczu oczyma na Jona.
– Co się stało?
– Jak to co? Zaczęłaś beczeć, a potem zemdlałaś, głupia – wykrzyczał, jakby oburzony.
– Niemożliwe. Martwiłeś się?   
– To tylko twoja wyobraźnia.
– Czego ja się spodziewałam? Że zareaguje tak, jak mój tata? – pomyślała i znów zaczęła płakać.
– Ej no... weź się w garść. Bierz te leki, bo bez nich zaś mi tu padniesz!
Dziewczyna spojrzała na bransoletkę – miała kolor krwi.

– Jon! Jua! Czy coś się stało? – usłyszeli nawoływanie z dołu.
Jon wyszedł na schody i z uśmiechem na twarzy odpowiedział – Nic, a nic – po czym wrócił do pokoju Juii.
– W ogóle... Co to było, to przed chwilą?
Dziewczyna sama nie wiedziała, czy powinna mu o tym mówić.
– I tak byś nie uwierzył.
– A zakład? No gadaj...
– Ale...
– Mów, póki chce słuchać!
– Nie rozkazuj mi!
– Tylko się znowu nie popłacz!

Znów rozległo się nawoływanie. Tym razem był to Rick:
– Jonathan! Zbieramy się.
– Zaraz! – odpowiedział.

– To pa pa... – powiedziała sarkastycznie Jua, machając ręką.
– Tylko nie padnij tu z tęsknoty złotko.
– Nie martw się, nie padnę!
Blondyn opuścił pokój.
Juii strasznie ulżyło, że nie musi mu niczego tłumaczyć.
– Jak tam? Widzę, że się dogadujecie – do pokoju weszła Seva, po czym dodała – jutro idziemy do babci.
– Przecież ona jest w Niemczech.
– Przez tydzień będzie tu na badaniach, więc pomyślałam, że wpadniemy ją zobaczyć, gdy będzie w szpitalu.
– Chyba, że tak.
– O której jutro kończysz?
Jua zaczęła szukać notatnika.
– Hm... o pierwszej.
– Po lekcjach od razu wróć do domu. Zjesz coś i pójdziemy do szpitala. A teraz idź spać, bo inaczej jutro będziesz martwa. Dobranoc.
Seva pocałowała córkę w czoło i wyszła.

– I jak? Już lepiej z nią? – zapytał się Tom.
– Chyba... ulżyło mi. Strasznie się martwię o nią, odkąd psycholog opowiedział mi o jej stanie psychicznym. O tym, że może mieć myśli samobójcze. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niej. 
– Też się cieszę. Nie płacz już. Weź kąpiel w wannie, to powinno cię zrelaksować.

Jua przebrała się do swojej zielonej piżamy w białe groszki i ułożyła w pozycji embrionalnej na kołdrze, tak też zasnęła.

_____________________________________


Po pierwsze: strasznie chcę Was wszystkim przeprosić za taką zwłokę. Miałam pewne problemy, ale na szczęście już jest dobrze. Jako rekompensatę postanowiłam dodać dwa rozdziały naraz. Znaczy, nie tak dosłownie naraz. Trzeci rozdział ukarze się jutro. Na 100%, gdyż jest już gotowy i czeka, aż go przeczytacie. 

Teraz odpowiem na pytania odnośnie imion z pierwszego rozdziału: sama je wymyślam. Nie mam z tym żadnego problemu. Jak myślę o jakiejś postaci, wyobrażam ją sobie, [wygląd oraz charakter] a imię samo mi się nasuwa. >.< 

Dziękuję również wszystkim za komentarze pozostawione pod prologiem oraz I rozdziałem. ^^
Każdy blogowicz zapewne wie, jaką uciechę z tego miałam. :D
Pozostawiajcie swoje opinie! ;) Pozdrawiam. 
Exlla >.<

5 komentarzy:

  1. Hah, już lubię Jon'a :D No, dobra. Wybaczam ci :D rano zastanawiałam się, czy nie napisać komentarza: "hej, żyjesz? Kiedy nowa nocia?" ><

    Weny!! : P

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam sen Juii <3 Opowiadanie bardzo fajne. Spodobało mi się ;)Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. też go polubiłam. Musiał się nieźle przestraszyc, kiedy dziewczyna padła mu na środku pokoju. Już jutro? Cudownie. Jestem ciekawa, co dalej. Swoją drogą Jua chyba ma ciężkie życie. W końcu ta wizja... czy co to było. To na pewno musi byc ciężkie. Tak więc czekam do jutra, pozdrawiam i życzę weny ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba się zakochałam<3
    Jon jest zayebisty!;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Powtórzę się, pisząc, że Jon jest świetny? Jestem nim oczarowana :) notka jak zwykle świetna i nie mogę się doczekać jutrzejszego rozdziału:) i dzięki że zajrzałaś do mnie:)

    OdpowiedzUsuń